Pandemia w Berlinie: Ludzie kupują papier toaletowy spod lady
Od lat mieszka pani w Berlinie, na Charlottenburgu, prestiżowej dzielnicy stolicy Niemiec. Jak zmieniło się życie ludzi w ostatnich dniach i tygodniach?
Anna Kotlarska: Jest ono na pewno inne. Natomiast to nastawienie Niemców do samej pandemii ewoluuje. Jeszcze dwa tygodnie temu wyglądało to zupełnie inaczej.
Wcześniej było inne, czyli jakie?
Czyli zdecydowanie lekceważące zagrożenie. Pomimo ostrzeżeń władz, mediów, widać było grupki ludzi imprezujących, bawiących się na skwerach, pijących piwko. Teraz to się zmieniło. Widać, że do ludzi zaczęła docierać powaga sytuacji i realnego zagrożenia.
Czy widać nastrój grozy, jak we Francji, czy we Włoszech, gdzie producenci nie nadążają już z produkcją trumien, czy w Hiszpanii, gdzie lekarze muszą dokonywać dramatycznych wyborów i decydować o segregacji pacjentów, których będą ratować?
Aż takiego nastroju grozy nie ma. Bardziej widać zaufanie do władz i ich komunikatów, nastawienie, że jakoś trzeba ten kryzys związany z epidemią przetrwać. Oczywiście widać podenerwowanie ludzi, ale jakby trochę osłabło. Nie ma też już wychodzących grupek młodzieży. Raczej pojedyncze spacery, dla zaczerpnięcia powietrza i zdrowia psychicznego. Jest powszechna obawa o przyszłość – firm, przedsiębiorstw, miejsc pracy. Jednak widać też, że rząd próbuje wdrażać programy pomocowe.
Na czym polegają?
Wdrożona ma być pomoc dla przedsiębiorstw, ale też zabezpieczenia dla osób prywatnych, które odczuwają strach o dalszą egzystencję. Ważnym rozwiązaniem jest to, że przez kilka najbliższych miesięcy, jeśli ktoś nie będzie mieć środków na czynsz, właściciel nie będzie mieć prawa wyrzucić go na ulicę. To ogromne wsparcie.
Jak wygląda wzajemne wspieranie się ludzi, którzy muszą sobie radzić z problemami do dziś w tym mieście niespotykanymi?
Są odczuwalne braki niektórych towarów. Na przykład papieru toaletowego, ręczników papierowych, środków czystości. Ludzie pomagają sobie poprzez grupę komunikacji za pośrednictwem telefonów.
I przez grupę komunikacji dzielicie się papierem toaletowym? To brzmi jak scenariusz filmu Barei, gdyby przewidział smartfony, albo czeskiej komedii SF z lat 80.?
Nie tylko papierem toaletowym, także… termometrem. Gdy byłam chora, nie wiedziałam co mi jest, a termometr okazał się towarem deficytowym, znajomi w grupie użyczyli mi właśnie termometru. Z papierem była inna historia.
Jaka?
Od dziesięciu lat robię zakupy w sklepie samoobsługowym niedaleko domu. Kasjerki doskonale mnie znają. Gdy pewnego dnia robiłam zakupy oczywiście były puste półki. Tam, gdzie zawsze leżał papier toaletowy. Faktycznie – wyglądało jak w latach 80. w PRL. Gdy doszłam do kasy, kasjerka konfidencjonalnym tonem spytała mnie jak wygląda u mnie sytuacja z papierem. Odparłam, że mam jeszcze kilka rolek w domu. Pani wyjęła spod lady karton papieru i zaproponowała, że może mi odłożony zapas odsprzedać. W ten sposób ludzie także sobie tu pomagają.
Oprócz papieru spod lady dużo uwagi lokalne media poświęciły też sytuacji w ogrodzie zoologicznym.
Owszem. Berlińskie ZOO jest oczywiście zamknięte. Dla dyrekcji są tu pewne plusy – bo czas ten przeznaczany jest na remonty budynków. Jednak ciekawe jest to, jak do braku zwiedzających podchodzą zwierzęta.
Jak to?
Okazuje się, że zwierzęta, które były w otwartej części – lamy, kózki – są zdezorientowane i nie wiedzą co się dzieje. Ale najgorzej brak odwiedzin przechodzą małpy. Przykładem jest szympans Kale, który lubi… oglądać buty zwiedzających. Teraz, gdy nikt nie przychodzi, przeżywa coś na kształt depresji. Podobnie zachowują się inne małpy. Pojawiły się nawet teorie, że zwierzęta w ZOO traktują nas tak jak my je traktujemy – chcą nas oglądać. A brak zwiedzających jest dla nich problemem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.